facebook
KATEGORIA: Film

Wszyscy jesteśmy kłamcami - recenzja "W co grają ludzie"

05/10/2021 ssf 1 min. czytania

Włosi mają „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” Paolo Genovese, Polacy „(Nie)znajomych” Tadeusza Śliwy, a Finowie właśnie się doczekali „W co grają ludzie” – debiutu fabularnego reżyserki Jenni Toivoniemi. Koncepcja jest prosta – zbieramy grupę znajomych w zamkniętej przestrzeni, konfiskujemy im telefony, na stole kładziemy jedzenie oraz alkohol, i obserwujemy, co się wydarzy. Do mieszanki dodajemy fińskie białe noce, idylliczny krajobraz, odrobinę sentymentalizmu i szczyptę poczucia humoru. Wychodzi z tego całkiem miła i angażująca filmowa propozycja na czerwcowy wieczór.


Grupa dobrych znajomych postanawia zorganizować przyjęcie niespodziankę z okazji zbliżających się trzydziestych piątych urodzin Mitzi (w tej roli Emii Parviainen). Wspólny weekend na uroczej fińskiej wyspie ma ponownie połączyć grupę. Okazuje się jednak, że jubilatka nie jest specjalnie zachwycona takim pomysłem, liczyła raczej na spokojny weekend, który pozwoli jej oderwać się od problemów w życiu prywatnym. Mimo jej niechęci, urodzinowe celebracje trwają w najlepsze, a my stopniowo odkrywamy kolejne historie, które łączą poszczególnych bohaterów imprezowego oktagonu. Toivoniemi przedstawia nam satyrę na pokolenie trzydziestolatków, którzy są zagubieni w życiu dokładnie tak samo, jak podczas ostatniego spotkania dziesięć lat temu. Jesteśmy świadkami typowej gry pozorów i uczestniczymy w poważnych rozmowach o życiu, pracy, czy losach świata. Jednak każda maska musi prędzej czy później opaść – i dokładnie tak dzieje się w przypadku naszej grupy przyjaciół. Z każdą minutą filmu urodzinowi goście odsłaniają przed nami swoje prawdziwe oblicze.

Niewątpliwą zaletą filmu jest scenariusz oparty na błyskotliwych dialogach między bohaterami, którzy są skonstruowani w dość ciekawy sposób. Każdy z nich dostaje swoje przysłowie pięć minut i wnosi do grupy coś unikatowego, dzięki czemu nie mamy poczucia, że któraś z postaci znalazła się w filmie po to, by na siłę wypełnić w historii jakąś lukę. Na pochwałę zasługuje także dynamika relacji między postaciami i niespodziewane zmiany w zachowaniach bohaterów, które w kilku momentach były naprawdę zaskakujące. Możemy śmiało stwierdzić, że czekają Was dwie godziny gęstej atmosfery i pełnego zaangażowania w seans, bez którego ciężko będzie odnaleźć się w zawiłych potyczkach życiowych bohaterów. Bardzo udany jest też casting, w rolach głównych zobaczycie między innymi znanego z filmu „Granica” fińskiego aktora Eero Milonoffa, Laurę Birn, fińską aktorkę i gwiazdę pop Paulę Vesalę oraz szwedzkiego aktora Christiana Hillborga (nam skradł serce w serialu „Fleabag” autorstwa Phoebe Waller-Bridge).

Udanym zabiegiem jest też wprowadzenie do historii postaci granej przez Hillborga, który wcielił się w rolę chłopaka przyjaciółki Mitzi. Para pojawia się na wyspie w dość ekstrawagancki sposób, przyjmując niemal rolę deus ex machina. Ich relacja wprowadza do filmu kilka naprawdę zabawnych gagów, opierających się na stereotypach dotyczących relacji fińsko-szwedzkich (i to nie tylko w warstwie językowej).

Jenni Toivoniemi udało się w filmie uchwycić coś, co wydaje się uniwersalne dla pokolenia współczesnych trzydziestolatków na całym świecie – strach przed tym, że nie ma już czasu na to, by mogli żyć tak, jak naprawdę chcą. Jak przyznaje sama Mitzi: „Lodowce topnieją, wszyscy umrzemy, cywilizacja się zawali i wszystko spłonie!”. To nihilistyczne podejście działa tu jak mechanizm obronny. Bohaterowie są tak naprawdę świadomi, że mimo dorosłego wieku, wciąż nie wiedzą, jak powinni żyć, co interpretują jako swoją największą klęskę. Ta refleksja dla większości jest jednak tylko chwilowa. Mija, żeby wrócić dopiero przy kolejnej okazji do wielkich życiowych podsumować. Tylko czy za dziesięć lat będziemy chcieli oglądać kolejny pokoleniowy rachunek sumienia?