facebook
KATEGORIA: Film

Wybór Rakel – o filmie „Ninjababy” Yngvild Sve Flikke

08/16/2022 ssf 1 min. czytania

Dwudziestotrzyletnia dziewczyna wciąż poszukującą swojej drogi życiowej odkrywa, że jest w ciąży. Oczywiście tego nie było w jej planach na najbliższą przyszłość, a może w ogóle? Jeśli wydawało się Wam, że takie historie wyczerpały się wraz z „Wpadką” Judda Apatowa, to melduje, że jesteście w błędzie. Najlepsza europejska komedia ubiegłego roku w końcu wchodzi na ekrany polskich kin i jest to seans, który warto zaliczyć.


Główna bohaterka Rakel (w tej roli debiutująca w pierwszoplanowej roli w filmie fabularnym Kristine Kujath Thorp) rozważa różne opcje kariery w swoim życiu. W grę wchodzi zostanie astronautką, testerką piwa, gajową lub podróżniczką. Żadnej z tych fantazji nie udało się jej jeszcze zrealizować. Mieszka w Oslo ze swoją przyjaciółką Ingrid w mieszkaniu, które zdecydowanie nie prezentuje się jak z katalogów o skandynawskim minimalizmie. Jej największą pasją jest rysowanie, w którym wydaje jej się, że nie jest jednak wystarczająco dobra. Zdarza się też sporo imprezowania, używek i randkowania. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zaskakująca informacja, że Rakel jest w ciąży i to na dodatek tak zaawansowanej, że jej legalna aborcja (takie cuda w Norwegii) nie jest możliwe. Dziewczyna oprócz próby ustalenia, kto jest współodpowiedzialny za ten życiowy zwrot akcji, musi zdecydować czy po urodzeniu dziecka chce je oddać do adopcji, czy może wychowywać i jeśli tak, to jak ma to wyglądać?

Norweskie kino błyszczy coraz mocniej, jeśli chodzi o filmowe opowieści o realnych ludziach, z problemami, do których możemy się odnieść i których naprawdę można lubić (a jeśli nie, to chociaż rozumieć ich decyzje – niech żyją dobre scenariusze). Po rewelacyjnym i już uznawanym za klasyka „Najgorszym człowieku na świecie” Joachima Triera dostajemy mądry i zabawny film o podejmowaniu trudnych decyzji i dorastaniu. Cały proces obserwujemy z perspektywy młodej dziewczyny, która nie wie, czy chce zostać mamą. Od lat istnieją bardzo silne przekazy kulturowe w temacie macierzyństwa, ale samo kino niewiele do tej pory zrobiło, żeby opowiedzieć nam o trudach z nim związanych, strachu, czy jego odrzuceniu. Proces demitologizacji „błogosławionego” stanu powoli ruszył i jest na to kilka niezłych przykładów: „Musimy porozmawiać o Kevinie” Lynne Ramsay, „Tully” i „Juno” Jasona Reitmana, „Roma” Alfonso Cuaróna, „Córka” Maggie Gyllenhaal, czy „Na pełny etat” Erica Gravela (polska premiera już wkrótce). Film Flikke wzbogaca ten zestaw i robi to z humorem i lekkością, przy tym niepozbawioną refleksji.

„Ninjababy” wykorzystuje mechanizmy, które znamy z komedii romantycznych. Oto o względy głównej bohaterki „walczy” ze sobą dwóch chłopaków – instruktor aikido Mos i gość, którego prawdziwego imienia nie poznajemy, a sama Rakel określa go mianem „Dick Jesusa”. W przeciwieństwie do typowego rom-coma,  to nie wybór między nimi będzie dla niej najważniejszy. Bohaterka nie szuka w relacji z żadnym z nich ostatecznego potwierdzenia swojej wartości, czy tożsamości. Obaj panowie są za to bardzo ciekawymi postaciami, które w dialogach z Rakel, budują nam obraz współczesnego świata relacji, w którym otwarcie rozmawia się uczuciach, seksie i swoich potrzebach.

Warto wiedzieć, że najnowszy film Yngvild Sve Filkke inspirowany jest powieścią graficzną autorstwa Ingi Sætre „Fallteknikk” (pol. technika upadania). Reżyserka wykorzystuje elementy animacji dla zobrazowania wewnętrznego dialogu głównej bohaterki i jej samopoczucia, co nadaje dosyć trudnej momentami tematyce lekkości. Rakel rysuje postać małego ninja, czyli niespodziewanego „lokatora”, który spowodował ogromny zamęt w jej życiu. Rozmowy z nim dostarczają widzom wielu najzabawniejszych, a także tych najbardziej dramatycznych momentów w filmie. W ramach ciekawostki warto zauważyć, że jest to drugi film w tym roku, który czerpie z komiksu. Francuski reżyser Jacques Audiard w swoim najnowszym filmie „Paryż, 13. dzielnica” inspirował się powieścią graficzną Adriana Tomine „Śmiech i śmierć” (w Polsce wydana przez Kulturę Gniewu).

„Ninjababy” to bardzo udany film, pełny niepoprawnego humoru, a przy tym szczery i niekiedy bardzo poruszający (bez zbędnego melodramatyzmu). Reżyserce udało się połączyć komedię romantyczną z filmem o dorastaniu, który będziecie pamiętać na długo po seansie.

 

Kinga