facebook
KATEGORIA: Literatura

Piękne rozczarowanie – o Tove Ditlevsen i książce „Moja żona nie tańczy”

10/11/2022 ssf 1 min. czytania

Na pewne rzeczy w życiu warto czekać. Są też takie, których nie wiedzieliśmy, że potrzebowaliśmy, dopóki się nie pojawią. Taka właśnie jest literatura Tove Ditlevsen. Jej twórczość długo pozostawała nieodkryta dla czytelników spoza Skandynawii, co na szczęście się zmieniło.


Odkrycie tej duńskiej pisarki, może być doświadczeniem porównywalnym z poznaniem twórczości szwedzkiej malarki Hilmy Af Klint, która dopiero wiele lat po swojej śmierci została uznana jako jedna z pionierek nurtu abstrakcjonizmu w światowym malarstwie. Jest to kolejny przykład na to, że wielka sztuka może przez lata pozostać w ukryciu. Tove Ditlevsen odebrała sobie życie prawie 50 lat temu, ale jej książki (przetłumaczone na język polski przez Iwonę Zimnicką) i tematy w nich poruszone absolutnie się nie zestarzały. Polscy czytelnicy mieli okazję poznać ją po raz pierwszy dopiero w zeszłym roku. Może przez doświadczenia związane z pandemią, a teraz wojną toczącą się przy naszej granicy, refleksja na temat życia i relacji jest zupełnie inna, niż jeszcze kilka lat temu. Żyjemy w czasach pewnego schyłku i na naszych oczach zachodzą zmiany społeczne, których jesteśmy częścią. Silnych kobiecych głosów w sztuce jest coraz więcej, ale warto wciąż wzbogacać kanon o postaci, które mogą być inspiracją dla kolejnych pokoleń autorek i czytelniczek.

Tove Ditlevsen urodziła się 14 grudnia 1917 roku w robotniczej dzielnicy Kopenhagi Vesterbro. Jej ojciec często nie miał pracy, matka była sprzątaczką, a brat chorował. Dla młodej dziewczyny z ubogiej rodziny jedyną szansą na lepsze życie było dobre zamążpójście, ale Tove miała inny i to dosyć odważny pomysł na siebie. Jej marzeniem była kariera pisarki, co w tamtych czasach było jeszcze trudniejsze do osiągnięcia niż dzisiaj. Już w wieku 21 lat zadebiutowała w magazynie „Vild Hvede”, publikując wiersz o matce przemawiającej do martwego dziecka. W 1939 roku ukazał się jej pierwszy tomik poezji, który został bardzo dobrze przyjęty, dzięki czemu jej kariera nabrała tempa. Jej życie uczuciowe było dosyć burzliwe, o czym możemy się przekonać czytając jej autobiograficzną książkę „Trylogia kopenhaska” (wyd. Czarne, przekład Iwona Zimnicka). To opowieść o dzieciństwie pisarki, dorastaniu i dorosłym życiu, które z jednej strony było pasmem sukcesów literackich, a z drugiej strony naznaczone było poważnym uzależnieniem od leków. W swojej twórczości Tove dużo miejsca poświęcała relacjom i miłość z perspektywy kobiet, a także awansowi społecznemu. Z pozoru twarda i dążąca do realizacji swoich celów Ditlevsen, była jednocześnie kobietą zagubioną i niepewną swojej wartości. Ten złożony obraz swojego życia przelała na papier w formie literackiej trylogii, która nie pozostawia czytelnika obojętnym.

We wrześniu swoją premierę miał zbiór opowiadań pisarki zatytułowany „Moja żona nie tańczy”. Z okładki spogląda na nas autorka, która dopala swojego papierosa. Gest, który mógłby być końcem rozmowy. Nic bardziej mylnego, bo mamy w swoich rękach zaproszenie do świata, który autorka opisała na przestrzeni lat 1944 – 1963. Tym razem nie będzie to podróż autobiograficzna. Na czytelnika czekają 33 opowieści z życia. Krótsze i dłuższe historie, napisane precyzyjnie, bez zbędnej ckliwości, w których często ważniejsze niż słowa jest to, co pozostaje niedopowiedziane. Patrzymy na świat i relacje z perspektywy zarówno kobiet, jak i mężczyzn, dzieci i osób starszych. Ditlevsen opowiada o samotności, związkach – tym co mogą nam dawać i co odbierają często bezpowrotnie. Porusza tematy związane z macierzyństwem, aborcją i stratą nie tylko najbliższych, ale także wiary w realizację marzeń. Opowiada o ukrytych pragnieniach, rozczarowaniach, które czytelnicy przeżywają razem z bohaterami. To nie jest lekka lektura, ale jednocześnie ciężko się od niej oderwać. I chociaż wydaje się, że nie pozostawia wiele nadziei szczególnie dla tych, którzy jak bohaterka opowiadania „Parasolka” – wbrew wszelkiemu rozsądkowi – żądała od życia wiele więcej niż to, czym mogło ją uhonorować, nie odbiera całkowicie nadziei na to, że życie, które na kartach jej opowiadań jest raczej trudne, może czasami przynieść także szczęście, nawet jeśli trwa tylko krótką chwilę. Czasami jednym rozwiązaniem jest przystosowanie się do tego, co los może nam zaoferować.

W poruszającym opowiadaniu „Powtórka” jeden z jej bohaterów mówi, że „zawsze jest później, niż się człowiekowi wydaje”. Na pewno nie jest za późno na to, żeby poznać Tove Ditlevsen do czego zachęcam. Ja do jej opowiadań wrócę jeszcze niejeden raz. Jesień sprzyja czytaniu.