facebook
KATEGORIA: Literatura

Ludzkie oblicze macierzyństwa - rozmowa z Monicą Isakstuen o książce ,,Bądź dobra dla zwierząt”

02/02/2024 ssf 1 min. czytania

,,Wszystko zaczęło się od tego, że Karen zdradziły jej własne palce. Podpisały to, co zostało jej podsunięte, i udawały, że należą do kobiety nowoczesnej.” W swojej najnowszej książce norweska pisarka burzy tabu, którym owiane są rozwód, a przede wszystkim wspólna opieka nad dzieckiem. 


Isakstuen w sposób szczery i niezwykle przejmujący pokazuje prawdziwe kulisy procesu rozstawania się i jego emocjonalne koszty. Jednocześnie stawia tezę, że czasami postępowanie dobre, zgodne z ogólnie przyjętymi zasadami jest wbrew naszej naturze i może spowodować wzrastające poczucie zagubienia. Książka ,,Bądź dobra dla zwierząt” zdobyła najważniejsze norweskie nagrody literackie, a w zeszłym roku ukazała się w Polsce dzięki wydawnictwu Czarne (w przekładzie Iwony Zimnickiej). Miałam niezwykłą przyjemność porozmawiać z pisarką o jej ostatniej powieści.

KK: Co oznaczała dla Ciebie koncepcja bycia matką, zanim faktycznie nią zostałaś? 

MI: To dobre pytanie, chyba nikt wcześniej o to nie pytał. Pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy, to kiedy byłam małą, a później dorastającą dziewczynką, macierzyństwo było dla mnie czymś, co jest stałe i trwa wiecznie. Moja mama po prostu była i zawsze mogłam się do niej zwrócić. Matka, to jest ta osoba, która zawsze będzie oparciem. Kiedy sama się nią stałam, zrozumiałam, że w tej teoretycznie bezpiecznej przystani też bywa różnie. Będąc matką, przeszłam rozstanie i uświadomiłam sobie, jak bardzo to doświadczenie wpływa na moje macierzyństwo. Ten obraz idealnej, a nawet świętej w pewien sposób figury matki, jaki miałam w sobie, uległ pewnemu odczarowaniu, ale jednocześnie nabrał bardziej ludzkiego wymiaru.

KK: W Polsce wciąż nieśmiało, ale coraz częściej podejmowane są dyskusje na temat relacji społecznych, rodziny i jej modelu, a także posiadania dzieci. Jesteśmy krajem o mocnej tradycji katolickiej i mam wrażenie, że dopiero postępująca sekularyzacja wśród młodszych pokoleń i kwestionowanie patriarchatu daje przestrzeń do przemodelowania konserwatywnych oczekiwań względem kobiet do bycia przede wszystkim żonami i matkami. Powiedz proszę, jak to wygląda w Norwegii? 

MI: Mam 47 lat i na szczęście jestem już za stara, żeby mieć więcej dzieci (śmiech). Może cię zaskoczę, ale w Norwegii ludzie wciąż wyrażają zdziwienie, kiedy osiągasz pewien wiek i nie masz swojej rodziny, co więcej mówisz otwarcie, że nie chcesz mieć dzieci. Jest to akceptowane, ale wciąż poddawane dyskusji i ocenie. Urodziłam swoje pierwsze dziecko w wieku 35 lat, a potem urodziłam bliźniaczki i czasami żartuję, że to jest moja kara za późne macierzyństwo.

Faktycznie to młodsze pokolenie wpływa na zmianę perspektywy. Młode kobiety coraz częściej mówią, że nie chcą mieć dzieci, kiedy świat rozpada się na naszych oczach. To przykre, że na takie decyzje wpływają czynniki od nas niezależne. Chociaż w mainstreamie przekaz pozostaje ten sam – jeszcze niedawno nasz premier Jonas Gahr Støre zachęcał do posiadania dzieci (najlepiej przed 30-tką). To staje w kontrze do zmiany mentalnej, która zaszła nawet na przestrzeni jednego pokolenia. Moja mama urodziła mnie jak miała 21 lat, ja w tym samym wieku miałam swoją pierwszą aborcję.

KK: Faktycznie myślałam, że Twoja odpowiedź będzie inna, nie sądziłam, że w Norwegii też jest taka presja.

MI: Tak, dlatego zawsze ciekawią mnie powody, dla których kobiety jednak nie chcą mieć dzieci i mówią o tym otwarcie. Z drugiej strony, jakaś część mnie czuje, że nie powinna o to pytać i drążyć tematu. Chociaż czuję też ukłucie zazdrości, kiedy ktoś w zgodzie ze sobą decyduje się na taki – można powiedzieć mniej akceptowany społecznie – sposób życia. Ja sama po prostu czułam, że chce zostać matką, ale było to coś abstrakcyjnego, co wydarzy się kiedyś w przyszłości. U mnie ten moment nadszedł, kiedy moje ciało zaczęło wysyłać mi niezaprzeczalne sygnały o tym, że dla mnie to ten czas i jest gotowe na potomstwo. To czysta biologia i nie byłam w stanie z tym walczyć.

KK: Mam wrażenie, że to jednak głównie kultura i wychowanie narzucają nam pewne schematy funkcjonowania, zachowań i wiążące się z nimi oczekiwania. W Twojej książce kontrastujesz zasady panujące w naszym świecie ze światem zwierząt, gdzie doświadczenie macierzyństwa jest bardzo biologiczne i instynktowne. Skąd pomysł na takie przeplatanie swoich rozważań przykładami ze świata zwierząt?

MI: Pomysł na takie podejście do tematu przyszedł mi do głowy, kiedy obserwowałam dzieci bawiące się w ogrodzie. Moją uwagę przykuła grupka kilku chłopców, którzy przecinali znalezione ślimaki na pół. Ślimaki postrzegane są jako szkodniki i pewnie od swoich rodziców lub dziadków dowiedzieli się, że to jest akceptowalny sposób na ,,radzenie” sobie z tym problemem. Przecież to wciąż zwierzęta! Ci chłopcy mogli mieć w domach koty i psy, wobec których są uczeni opiekuńczości i troski, ale takie zachowania nie mają miejsca w przypadku zetknięcia się np. ze ślimakami. Zaczęłam się zastanawiać nad tą prawidłowością. Możemy być dobrzy dla psów, twierdzić, że kochamy zwierzęta, ale jednocześnie czasami je krzywdzić. Ciężko to wytłumaczyć, ale chciałam pokazać to nasze doświadczenie macierzyństwa w zetknięciu z czymś właśnie biologicznym, prostszym i nie obwarowanym całym zestawem zasad, które są nam narzucone kulturowo. Teoretycznie kochamy zwierzęta, ale czasem je krzywdzimy. Jak to możliwe? W świecie zwierząt dziecko należy do ciała, które je wydało na świat i w określonym momencie opuszcza to ciało, które przestaje je karmić i idzie swoją drogą. W naszym świecie nie jest to już tak proste. Karen, czyli bohaterka mojej książki marzy o tym, żeby jej rozwód i opieka nad dzieckiem wraz z byłym partnerem nie była tak trudnym i bolesnym doświadczeniem.

KK: Karen stara się robić wszystko tak jak należy w sytuacji, w której się znalazła, ale czytając Twoją książkę, widzimy, ile ją to kosztuje, bo ma poczucie, że krzywdzi swoją córkę.

MI: Tak i wiesz, rozmawiając z dziennikarzami w Norwegii musiałam wiele razy tłumaczyć, że to nie jest książka o tym, że podział opieki nad dzieckiem jest zły i najchętniej ograniczyłabym rolę mężczyzny do tego, który dba tylko o utrzymanie rodziny, a nie angażuję się w wychowanie dziecka i nie ma do niego żadnych praw. Chodziło mi o napisanie książki, która pokazuje, jak trudno czasami jest w takiej sytuacji zachować się jak należy. Jako matka robisz wszystko, żeby w tej trudnej sytuacji dziecko ucierpiało jak najmniej, a jednocześnie masz okropne wyrzuty sumienia i poczucie winy. Wiem, że tą książką poruszyłam jakiś ważny temat. Dostawałam bardzo pozytywny feedback od osób, które same przechodził właśnie przez proces rozstania i podziału opieki nad dzieckiem. Poczuły, że ktoś opisał to przez co przechodzą. To jest bardzo trudna sytuacja i bardzo emocjonalna. Statystki pokazują, że liczba rozwodów jest coraz wyższa. Za tymi liczbami stoją prawdziwi ludzie. Przejście całego tego procesu, ułożenia świata na nowo, nie dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i nie zawsze kończy happy endem. Takie “dzielenie się” dzieckiem jest też czymś bardzo nienaturalnym, ciężko się w tym odnaleźć. Książka opiera się na moich doświadczeniach, więc naprawdę wiem, co mówię.

KK: O to chciałam też zapytać. Czuć, że ta książka jest bardzo osobista. Jak wyglądał proces pracy nad nią?

MI: Siedziałam i pisałam na gorąco wszystkie swoje myśli i refleksje.Uznałam, że zawsze mogę to skrócić i nikt nie będzie musiał tego czytać (śmiech). Finalnie książka oczywiście ma swoją strukturę, rytm i jest bardziej przemyślana, ale na początku procesu chciałam po prostu wszystko przeżyć i wyrzucić z siebie. Szłam nawet krok dalej, bo wiedziałam, że nie będę pisała książki jeden do jednego o moim życiu, więc Karen robiła i mówiła też rzeczy, których ja nie doświadczyłam.

KK: Wiele fragmentów Twojej książki bardzo mnie poruszyło swoją szczerością. Pamiętam ten, w którym na jednej stronie znajdują się zaledwie 3 zdania ,,Wiem, wiem, wiem. To nie jest żaden konkurs. Ale chce go wygrać”, co odnosi się do relacji z córką, którą Karen buduje po rozstaniu z partnerem. Nie bałaś się krytyki wypuszczając taką osobistą powieść? 

MI: Tak, to była pierwsza książka przy której bałam się tego jak zostanie odebrana i co ludzie o mnie pomyślą po jej przeczytaniu. Żyje w małej społeczności i miałam obawy, jak przyjmą tę książkę ludzie, którzy mnie znają, w tym moja rodzina. W trakcie pracy nad tym tekstem konsultowałam się z moimi edytorami oraz mężem, który jest krytykiem literackim, więc to dawało mi to jakieś poczucie bezpieczeństwa. Jednak przede wszystkim chciałam, żeby ta książka była prawdziwa i sprowokowała czytelników i czytelniczki do refleksji.

Na samym początku naszej rozmowy powiedziałaś, że czytając książkę czułaś, jakbym siedziała obok ciebie. Nie jesteś pierwszą osobą, która tak ją odebrała i to dla mnie największy komplement. Czytelniczki utożsamiają się z Karen. Ta książka przypomniała mi po raz kolejny, że jako pisarka nie jestem nikim wyjątkowym i moje doświadczenia, to doświadczenia wielu osób. Ja po prostu dysponuje narzędziami do tego, by je w ten sposób opisać. Poczułam też większą motywację do tego, by tworzyć dalej i pisać właśnie o takich tematach, emocjach bliskich człowiekowi, o których wstydzimy się lub nie umiemy rozmawiać. Moje główne zainteresowania to nasza tożsamość i role, jakie przyjmujemy w społeczeństwie.

KK: Czytając książkę myślałam sobie o tym, że świetnie by było to zobaczyć w formie filmu lub serialu. Czy miałaś kiedyś takie plany lub propozycje? Wiem, że jesteś także autorką scenariuszy teatralnych.

MI: Tak, były różne rozmowy, ale na razie finalnie nic z tego nie wyszło, ponieważ te projekty wymagałyby mojego większego zaangażowania, niż mogłabym zaproponować w tamtym czasie. Poza tym nie wiem, czy chciałabym być znowu częścią tego biznesu, gdzie tak ogromną wagę przywiązuje się do ilości, a nie jakości treści i do pieniędzy. Chociaż, kto wie, czy nie zmienię zdania, bo bardzo chciałabym zobaczyć tę książkę na ekranie (śmiech).

KK: Kto w wymarzonym scenariuszu zagrałby główną rolę w filmie na podstawie tej książki?

MI: Hmmm, Olivia Colman? Ale nie wiem, czy to nie podświadoma sugestia po filmie ,,Córka” w którym zagrała i który zrobił na mnie ogromne wrażenie.

 

Z Monicą Isakstuen o książce ,,Bądź dobra dla zwierząt” rozmawiała Kinga Kozaczka. Książka została wydana przez Wydawnictwo Czarne i przetłumaczona z norweskiego na polski przez Iwonę Zimnicką.