facebook
KATEGORIA: Film

Moje kino jest bardzo osobiste – rozmowa z Rúnarem Rúnarssonem o filmie ,,Jutro o świcie”

03/14/2025 ssf 1 min. czytania

Rúnar Rúnarsson tworzy filmy, które są bardzo bliskie doświadczeniu bycia człowiekiem we współczesnym świecie. Jego bohaterowie często są osamotnieni, niezrozumiani, borykają się z trudnościami i dorastają na naszych oczach. Spojrzenie reżysera nie jest jednak wścibskie ani sensacyjne. Dąży on do odnalezienia i uchwycenia ukrytych emocji, zachowując dystans, który w kontekście poruszanej tematyki jest niezwykle potrzebny. 

W swoim najnowszym filmie, który otworzył canneńską sekcję Un Certain Regard, opowiada historię studentki szkoły artystycznej Uny (Elín Hall), która w tragicznym wypadku traci swojego ukochanego. Ich związek był jednak nieoficjalny, para miała ujawnić się w dniu tragicznego zdarzenia, a dziewczyna nie może przeżywać swojej żałoby w pełni, bo dla wszystkich była tylko częścią grupy znajomych. Aktualna dziewczyna zmarłego chłopaka, Klara (Katla Njálsdóttir), ma się dopiero pojawić w Reykjavíku. Relacja między tymi bohaterkami będzie jednym z najciekawszych elementów filmu.

To właśnie w tych relacjach, gestach i emocjach, w tym, co dzieje się między słowami, rozgrywa się opowieść o dorastaniu młodych ludzi, którzy zostają skonfrontowani z żałobą, na którą nie byli gotowi. Ale czy ktokolwiek kiedykolwiek jest? To także historia o budowaniu sojuszy, czasem tych najbardziej nieprzewidzianych.

Więcej o Islandii i filmie opowiedział mi reżyser ,,Jutro o świcie” Rúnar Rúnarsson.


 

KK: Jak opisałbyś lato na Islandii komuś, kto nigdy tam nie był?

RR: Kiedy lądujesz na Islandii latem, towarzyszy Ci niekończąca się jasność. To światło trwa przez cały czas, co jest miłą odmianą po długim okresie zimy i życia w ciemności. Kiedy wysiadasz z samolotu, ruszasz w dalszą podróż. Przejeżdżasz przez wyspę, podziwiając krajobraz wypełniony surową naturą. Do tego słońce, które nie zachodzi. Jest w tym coś poetyckiego, może romantycznego. Po zmroku zapada absolutna cisza. Nawet ptaki, których jest wiele, milkną. Nie ma wiatru, ocean uspokaja się. Na te kilka minut jesteś Ty i absolutna cisza. Lato to moja ulubiona pora roku, jest w niej coś magicznego.

KK: Myślę, że niezwykłość tej pory roku na wyspie udało Ci się oddać w filmie ,,Jutro o świcie”, którego akcja toczy się właśnie w taki letni dzień. Zanim przejdziemy do samego filmu, chciałam zapytać o Twoje początki w branży – jak to się zaczęło?

RR: Islandia to bardzo kreatywne miejsce, a ja od dziecka interesowałem się kulturą. Malowałem, pisałem, a w pewnym momencie połączyłem te pasje w sztukę filmową. Islandczycy to bardzo mała społeczność, która żyje blisko siebie np. kiedy byłem mały, spotykałem na pływalni  prezydenta Islandii, który korzystał z publicznego basenu. Wszyscy się znali. Moje pokolenie wzrastało w otoczeniu bardzo kreatywnych ludzi, którzy dodawali nam odwagi do tworzenia i aktywnie wspierali nasze starania. Nie było problemem np. pożyczenie sprzętu od kogoś znanego i bardziej doświadczonego. Wszyscy byliśmy fanami Björk i zespołu The Sugarcubes, który zdobył międzynarodowy rozgłos i chcieliśmy, żeby o nas też usłyszał świat. Tak jak kiedyś ktoś pomógł nam, tak teraz pomagamy kolejnym pokoleniom młodych twórców. Nasz rynek jest mały, ale dzięki temu łatwiej przyciągnąć uwagę do naszych filmów. Programerzy na festiwalach nie mają wielu tytułów z Islandii, więc konkurencja jest mniejsza.

KK: Minęło 5 lat od Twojego ostatniego filmu. Jakie to uczucie wrócić z premierą do Cannes?

RR: To oczywiście wielka szansa dla filmu na zdobycie szerszej publiczności, więc bardzo się cieszę i doceniam tę możliwość. To mój drugi pełnometrażowy film na festiwalu, wcześniej pokazywałem tam też moje krótsze filmy. ,,Jutro o świcie” miał dużo większą ekspozycję, ale po wcześniejszych doświadczeniach byłem już na to przygotowany. Wiedziałem, jak ogromne jest to wyróżnienie, ale co za tym idzie – także presja. Premiera w Cannes jest dla filmu bardzo ważna i może znacząco wpłynąć na jego odbiór. Jeśli jakiś film wygra Złotą Palmę, to prawda jest taka, że po takim werdykcie, nikt nie chce go negatywnie oceniać. Widziałem, jak krytycy potrafią zmienić swoją opinię pod wpływem decyzji festiwalowego jury. Tak to już bywa. Natomiast muszę Ci powiedzieć, że bardzo lubię polską publiczność i moich polskich znajomych, bo są oni bardzo szczerzy i nie boją się powiedzieć, co naprawdę myślą na dany temat, w tym także filmów.

KK: Bardzo się cieszę, że masz takie zdanie o polskiej widowni i też zauważam zmianę w otwartości na dzielenie się opiniami po seansie. Nie jestem pewna, czy tak będzie z ,,Jutro o świcie”, bo porusza on trudny temat żałoby, co może być dla niektórych bardzo emocjonalnym przeżyciem. Jak wyglądała praca nad tym projektem, od pomysłu do realizacji? 

RR: Wszystkie moje filmy oparte są na moich osobistych doświadczeniach lub doświadczeniach osób, które znam bezpośrednio lub pośrednio, które później interpretuję. Wszystko, co robię, jest bardzo osobiste, dlatego o źródłach inspiracji nie chcę rozmawiać. Staram się jednak, żeby sama historia była uniwersalna i żeby opowieść mogła zarezonować z widzami. Myślę, że tak było też w tym przypadku.

KK: Przy tak osobistych historiach, jak podchodzisz do kwestii castingu? Jak dobrałeś obsadę do tego filmu?

RR: Przy tym filmie miałem pomoc dyrektora castingu. Część bohaterów to uczniowie szkoły artystycznej w Reykjavíku, co jest nawiązaniem do mojego doświadczenia, bo sam kończyłem taką szkołę. Jednocześnie zestawiłem ich z młodzieżą, która pochodzi z zupełnie innego środowiska – nieartystycznego. To zapewnia inną perspektywę i wzbogaca całą historię. Pracę nad obsadą zaczęliśmy od wybrania aktorek do dwóch głównych ról, a resztę obsady dopasowaliśmy do nich. Przy wyborze aktorów interesuje mnie przede wszystkim energia danej osoby, to, co proponuje w swoim wcieleniu, czy czuje temat filmu.

KK: Czy w pracy nad tym filmem współpracowaliście z terapeutą lub psychologiem specjalizującym się w temacie traumy i żałoby?

RR: Nie pracowaliśmy z psychologiem ani żadnym innym specjalistą. Dużo rozmawialiśmy o naszych doświadczeniach, otworzyliśmy się przed sobą. Moim zdaniem takie podejście działa najlepiej i dlatego właśnie tak pracuje z aktorami.

KK: Nie wszyscy wiedzą, że na ścieżce dźwiękowej do filmu pojawia się utwór islandzkiego kompozytora i laureata Oscara Jóhanna Jóhannssona, który niestety odszedł 7 lat temu. Skąd decyzja o wykorzystaniu jego twórczości w ,,Jutro o świcie”?

RR: Jego kompozycje towarzyszą mi od wielu lat i przy pracy nad tym filmem poczułem, że to jest moment, aby jedna z nich zabrzmiała właśnie w tej opowieści. Kiedy w 2002 roku usłyszałem utwór ,,Odi et Amo”, nigdy o nim nie zapomniałem. Miałem poczucie, że to jest historia, do której pasuje idealnie. Jak wspomniałaś, Jóhann odszedł od nas za wcześnie. O tym także jest ten film.

KK: Wiemy, jak ważny przy pracy nad filmem jest duet reżyser-operator. ,,W jutro o świcie” za przepiękne zdjęcia odpowiadała Sophia Olsson. Opowiesz więcej o waszej współpracy?

RR: Sophia od wielu lat jest stałą częścią mojego zespołu. Poznaliśmy się na studiach w szkole filmowej w Danii. W ramach zaliczeń pracowaliśmy wspólnie przy różnych projektach. Akurat tak się złożyło, że zostaliśmy połączeni dwukrotnie, a po tych doświadczeniach stwierdziliśmy, że świetnie nam wychodzi ta współpraca. Mamy podobną wrażliwość i bardzo dobrze się dogadujemy. Po szkole kontynuowaliśmy wspólne działania i ta przygoda trwa do dziś. To daje mi ogromny komfort na planie, bo często rozumiemy się bez słów.

KK: Na koniec chciałam Cię zapytać, czy sztuka może nieść ukojenie?

RR: Nie wiem, ale chciałbym, żeby tak było. W chwilach nieprzepracowanej żałoby sztuka może wywołać w nas emocje, ból, ale także przynieść ulgę. Jako ludzie czasem nie mamy narzędzi, by radzić sobie z trudnymi wydarzeniami w naszym życiu. Oglądając filmy takie jak ten, przynajmniej masz pewność, że nie jesteś jedyną osobą, której przytrafiła się strata. To nierozerwalna część życia.