Ziemniaki, wrzosowiska i Mads Mikkelsen — rozmowa z producentką filmową Tine Mikkelsen
Jest rok 1755. Weteran wojenny Ludvig Kahlen pragnie tylko jednej rzeczy – awansu społecznego. Drogą do tytułu szlacheckiego ma być okiełznanie jutlandzkich wrzosowisk i stworzenie tam osady. Z pozoru jest to misja skazana na porażkę, ale gdy w grę wchodzą ogromne ambicje i determinacja, wszystko jest możliwe. Tylko, czy pieniądze i społeczne uznanie dają szczęście? Co jest w stanie poświęcić bohater w drodze na szczyt?
,,Bękart” to film kostiumowy, który opowiada niezwykle uniwersalną historię. Świat przedstawiony jest trochę bardziej czarno – biały, dosyć brutalny, ale sprawiedliwy – za zbrodnię czeka kara. Scenariusz powstał na podstawie duńskiego bestsellera z 2020 roku pt. „The Captain And Ann Barbara” autorstwa Idy Jessen. Misję jego adaptacji podjęli się Nikolaj Arcel oraz Anders Thomas Jensen (znany z filmu ,,Jeźdzcy sprawiedliwości”).
Jednak tego filmu nie byłoby bez jednej z jego koproducentek (tak jak Ludviga Kahlena nie byłoby, bez świetnie napisanych i zagranych postaci kobiecych). Z Tiną Mikkelsen rozmawiam o jej drodze do kariery w branży, o wyzwaniach przy pracy nad ,,Bękartem” oraz jak widzi przyszłość filmu w epoce AI.
KK: Zaczniemy od pytania na rozgrzewkę — w jakiej formie preferujesz jeść ziemniaki?
TM: Gotowane! Do tego tłuczone. Chyba. Nie wiem, po prostu uwielbiam ziemniaki w każdej postaci. Jestem ziemniaczaną dziewczyną (śmiech). Dlatego właśnie zdecydowałam się na udział w tym projekcie.
KK: Nie da się ukryć, że ziemniaki mają duże znaczenie dla fabuły tego filmu i są też wdzięcznym elementem w kontekście jego promocji. Szczególnie dobrze sprawdza się to w Polsce, gdzie uwielbiamy Madsa Mikkelsena, a chyba jeszcze bardziej ziemniaki. W temacie Twojego nazwiska, które jest dokładnie takie samo jak odtwórcy głównej roli, czy możemy oficjalnie zdementować pogłoski, że jesteście z Madsem spokrewnieni?
TM: Haha, tak — potwierdzam, że nie jestem spokrewniona z Madsem Mikkelsenem.
KK: Czy w związku z tą zbieżnością nazwisk masz jakieś anegdoty, którymi mogłabyś się podzielić?
TM: Myślę, że w kilku przypadkach zdarzyło się, że ze względu na nazwisko Mikkelsen, ludzie byli dla mnie wyjątkowo mili i bardzo pomocni. Dostawałam lepsze pokoje w hotelach, jakieś dodatkowe bonusy. W takich sytuacjach zdecydowanie nie mogę narzekać na tę zbieżność. W końcu, kto nie kocha ekskluzywnych pokoi za darmo?
Zdarzają się też pewne niezręczności. W czasie ostatniego festiwalu w San Sebastián, gdzie promowaliśmy ,,Bękarta”, Madsowi towarzyszyła jego urocza żona Hanne Jacobsen. Część ich wspólnych zdjęć z czerwonego dywanu została niepoprawnie podpisana – tak jakbym to ja była u jego boku. Takich sytuacji z różnymi pomyłkami było zresztą więcej. Zdarza się, że jesteśmy brani za rodzeństwo. Mogę Ci zdradzić, że w latach 80. w Danii faktycznie imiona Mads i Tine były dość popularne i często nadawane dzieciom. Chociaż muszę przyznać, że nigdy się nad tą naszą zbieżnością nazwisk specjalnie nie zastanawialiśmy z Madsem, ani o niej nie dyskutowaliśmy. Korzystam, póki mogę.
KK: Pracujesz dla Zentropy, czyli jednej z najbardziej rozpoznawalnych firm produkcyjnych ze Skandynawii, której założycielem jest Lars von Trier. Jak tam trafiłaś?
TM: Moja przygoda z produkcją filmową zaczęła się nie w Danii, a w Niemczech. Pierwsze kroki stawiałam w berlińskim biurze Adomeit Film, które prowadzi Katja Adomeit. To naprawdę niesamowita kobieta i producentka, specjalizująca się w kinie artystycznym. Podziwiam jej umiejętności w zdobywaniu finansowania i realizowania projektów bardziej niezależnych, bez dużego potencjału komercyjnego. To niełatwa sztuka. Bardzo dużo wyniosłam z tej współpracy, to było idealne miejsce na start w branży. Tak w ogóle, to muszę się przyznać, że nie mam wykształcenia filmowego, studiowałam nauki polityczne.
KK: Ja stosunki międzynarodowe, więc witam w klubie. Skąd zatem pomysł na pracę w filmie?
TM: Po prostu kocham kino. To moja pasja. Moim marzeniem była praca przy dużych produkcjach filmowych, bo dzięki nim dociera się do szerokiego grona odbiorców. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego, niż widok pełnej sali podczas projekcji swojego filmu i uczestniczenie w dyskusjach po seansie. Dostarczanie ludziom emocji nakręca mnie do działania, chociaż nie planowałam kariery w tej branży. To, że dziś rozmawiamy, jest w pewnym sensie dziełem przypadku.
KK: Wspomniałaś, że w Berlinie trafiłaś do firmy produkcyjnej i to był początek Twojej pracy w filmie. Jak do tego doszło?
TM: Zaraz po przeprowadzce do Niemiec stałam się częścią bardzo kreatywnego środowiska ludzi, którzy szukali swojej formy ekspresji. Mieli artystyczne zdolności, ale potrzebowali kogoś, kto wesprze ich działania organizacyjnie. Zaczęłam produkować ich sztuki teatralne, teledyski i inne przedsięwzięcia. Zrozumiałam, że jestem w tym dobra i chce się w tym rozwijać. Zgłosiłam się do Adomeit i miała szczęście pracować z wyjątkowymi ludźmi, przy bardzo rozwijających projektach.
KK: Czy takim projektem było ,,The Square” Rubena Östlunda? Znalazłam informację, że pracowałaś przy tym filmie, który jak wiemy w 2017 roku zdobył Złotą Palmę w Cannes.
TM: Katja współprodukowała ten filmu i to ona była zaangażowana w jego produkcję. Ja ją wspierałam organizacyjnie, już na późniejszym etapie prac. Natomiast pamiętam, że czytając scenariusz ,,The Square”, czułam, że mamy do czynienia z niezwykłym materiałem. Ruben jest niesamowitym twórcą. Nikt tak jak on, nie potrafi opisywać kondycji naszego społeczeństwa. Stawia przed nami lustro, w którym możemy się przejrzeć. Z jednej strony jego kino bawi, a z drugiej pozostawia gorzką refleksję. Chciałabym kiedyś pracować z nim bezpośrednio. To byłoby ogromne wyróżnienie.
KK: Porozmawiajmy o Twoim ostatnim projekcie, równie uznanego reżysera Nikolaja Arcela, czyli ,,Bękarcie”. Pewnym podobieństwem, które widzę między tym filmem, a twórczością Östlunda jest portretowanie człowieka w ekstremalnych sytuacjach. Tutaj pod płaszczem kina kostiumowego kryje się jednak uniwersalna opowieść o ludzkich ambicjach, namiętnościach i poszukiwaniu szczęścia. Surowe skandynawskie krajobrazy stanowią przepiękne tło do tej pełnej emocji historii. Serwujesz filmowy eskapizm w jakości premium.
TM: Dziękuję za te słowa! Chcieliśmy opowiedzieć poruszającą i wciągającą historię oraz wykreować bohaterów, którym widzowie będą mogli kibicować i mam nadzieję, że to się udało.
KK: Moim zdaniem tak, dlatego zachęcam wszystkich do tego seansu. Powiedz, jaka była Twoja rola przy tym projekcie i jakie było dla Ciebie największe wyzwanie z nim związane?
TM: Propozycja pracy przy tym filmie była dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Za ,,Bękartem” stoi grupa naprawdę utalentowanych ludzi, którzy są wyjątkowi w tym, co robią. Mówię o każdym pionie tej produkcji. Codziennie uczyłam się czegoś nowego i czerpałam od nich wiedzę o całym procesie. Odpowiadałam za finansowanie tego filmu i nie będę ukrywała — było to nie lada wyzwanie. To epickie kino na bardzo dużą skalę, więc finalnie stało się koprodukcją międzynarodową, do której zdobywaliśmy środki z regionalnych funduszy filmowych w Danii, Szwecji, Niemczech i Czechach. Taka współpraca wiąże się z tym, że byliśmy zobowiązani jakąś część zdjęć zrealizować w każdym z tych krajów, który ma swoją wyjątkową specyfikę i określone wymogi. Musieliśmy się dostosowywać do różnych mentalności i sposobu pracy. Ciągle porównywałam to z naszym duńskim systemem i zastanawiałam się, czego mogę się nauczyć, co może działać lepiej niż to, co zwykle robimy? To było dla mnie wyjście ze strefy komfortu.
Co do samego szukania lokacji, to początkowo myślałam, że nie będzie to duży problem, bo większość zdjęć mieliśmy do zrealizowania w plenerze, na wrzosowiskach. I tutaj nastąpiło bolesne zderzenie z rzeczywistością, bo okazało się, że są one niezwykle rzadkie i w większości przypadków pod ochroną. Po długim okresie poszukiwań m.in. w Niemczech i Czechach, które zakończyły się niepowodzeniem, wróciliśmy do Danii i to tam udało się znaleźć wrzosowiska do scen plenerowych. Co ciekawe były to tereny, które zostały osiedlone przez Luteran 200 – 300 lat temu, więc miałam poczucie, że faktycznie przenieśliśmy się w czasie. Ogromnym wyzwaniem były też warunki pogodowe, mocno odczuwalne na otwartej przestrzeni. Przeżyliśmy mrozy, upały, a kilka razy myślałam, że pod wpływem silnych wiatrów, zdmuchnie nas z planu. Mam nadzieję, że widzowie czują to zetknięcie z nieokiełznaną naturą i surowymi warunkami podczas seansu i jest to dla nich emocjonalne i fizyczne doświadczenie.
KK: Proces produkcyjny był zatem bardzo złożony i pełen wyzwań. Jak w tym wszystkim układała się Twoja praca z reżyserem filmu Nikolajem Arcelem?
TM: Mieliśmy kontakt praktycznie codziennie, więc naprawdę poznałam go bardzo dobrze i mogę powiedzieć, że jest niezwykle utalentowanym twórcą. Dba o każdy szczegół. Jest encyklopedią wiedzy filmowej i pisze doskonałe scenariusze. Niezwykle cenię w nim też to, że ufa ludziom, z którymi pracuje i daje im wolność w podejmowaniu decyzji. Nie nadużywa swojego autorytetu, słucha i wie kiedy się wycofać. To wyjątkowe, a dla ekipy niezwykle satysfakcjonujące, bo daje poczucie sprawczości i tego, że naprawdę jesteś częścią projektu.
KK: W tym filmie grają najpopularniejsi skandynawscy aktorzy: Mads Mikkelsen, Amanda Collin, Gustav Lindh, Kristine Thorp — jak udało Wam się zebrać ich wszystkich przy tym projekcie?
TM: Prawda jest taka, że wszyscy chcą grać w filmach Nikolaja i jeśli tylko kalendarze im na to pozwalają, to bez wahania decydują się na współpracę. To reżyser wymarzony, dużo rozmawia z aktorami i ma do nich bardzo indywidualne podejście. Pozwala im też na wprowadzanie zmian w tekście oraz improwizację. I jak już wcześniej wspomniałam pisze doskonałe scenariusze, jak ten. Kto nie chciałby być częścią takiej opowieści?
KK: Z Danii połowy XVIII wieku przenosimy się do współczesności, gdzie sztuczna inteligencja powoli zmienia oblicze naszego świata. Jakie widzisz szanse, a jakie zagrożenia związane z jej rozwojem dla branży filmowej?
TM: Początkowo bardzo bałam się sztucznej inteligencji. Teraz próbuję trochę ogarnąć ten temat, co zmniejsza poczucie tego lęku. Myślę, że jest to moment podobny do rewolucji przemysłowej, czy rozwoju technologicznego z przełomu wieków. Zawsze ma to swoje zalety i wady. Moim zdaniem sztuczna inteligencja nie zastąpi człowieka. Ona nie zna czegoś takiego, jak emocje. Może być naszym partnerem w pracy przy scenariuszach. Pewnie będzie też dużym wsparciem przy tworzeniu i ulepszaniu elementów wizualnych filmu. Jednak zawsze będzie potrzebny ktoś do monitorowania tego procesu. Wymagane są też odpowiednie regulacje prawne. Myślę, że jest wiele do zrobienia, żeby to sensownie uporządkować. Staram się o tym zbyt dużo nie myśleć i jak wszyscy skupiam się na wykonywaniu swojej pracy. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
Z Tine Mikkelsen rozmawiała Kinga Kozaczka. Film ,,Bękart” Nikolaja Arcela w kinach. Dystrybutorem filmu jest firma Best Film.